Jesienna melancholia
Każdego roku powtarzam sobie, że nie dam się jesiennej melancholii. W końcu dojrzała kobieta nie powinna ulegać takim rzeczom jak mniejsza ilość słońca, szarówka i opadające liście. Powinnam umieć odnaleźć silę, która doprowadziła mnie przecież aż do tego punktu, w którym teraz jestem.
Czasami zazdroszczę dziewczętom w wieku licealnym, jak radośnie chlapią się w kałużach i mokną, uważając to za dobrą zabawę. Nie przypuszczałam, że kiedyś pomyślę – i co gorsza, poczuję – się za stara na takie rzeczy. W sumie nigdy nie wydawało mi się to rozsądne. Tak samo jak zakładanie kusych kurteczek w zimne dni, żeby na pewno być śliczną i modną. Jakby czerwony, zakatarzony nos i przekrwione oczy były seksowne.
Z drugiej strony to takie przyjemne, nie musieć się martwić takimi bzdurkami, które kiedyś były całym moim światem: czy ulubiony chłopak na mnie dziś spojrzy? Czy nauczycielka przyłapie mnie na braku pracy domowej? Czy przełożą klasówkę? Rany, jakie to teraz wydaje się głupie, takie przejmowanie się tróją z biologii, opinią koleżanek.
Znam takie kobiety, które umysłowo ciągle tkwią w liceum – nie wyjdą na dwór nie spędziwszy dwóch godzin przed lustrem, ich życie toczy się od plotki do plotki, ciągle testują wierność mężów, obrażają się o byle co i mają pretensje do całego świata, że otoczenie nie czyta im w myślach i nie spełnia zachcianek. Te kobiety dojrzały jedynie na papierze, a nie w sercu.
Jesienią widzę je najwyraźniej – można je poznać po odsłoniętych dekoltach i spódniczkach powyżej kolan, a już najłatwiej po zaczerwienionym nosie. To są kobiety lata, które chcą się bawić i wylegiwać na plaży, a zadaniem świata jest spełnianie ich zachcianek. To kobiety, które zaprzeczają temu, że zbliża się jesień. Zamiast cieszyć się nowymi barwami, rozpaczliwie starają się zatrzymać lato, zarówno kalendarzowe, jak i życiowe.
Ja tam cieszę się z jesieni, choć czasem ogarnia mnie melancholia, uczucie przemijania, jakiegoś gaśnięcia. Budzę się rano w szarówce i wracam do domu w szarościach wieczoru. Już niedługo będzie zupełnie ciemno i kompletnie nie złapię słońca, siedząc w pracy. To może przygnębiać.
Ale potem zauważam te dojrzałe licealistki, które zamiast docenić swoje dojrzałe piękno, tracą czas na pozbywanie się kolejnych zmarszczek i od razu mi się poprawia humor. Cieszę się, że jestem w tym momencie życia, a nie innym. Za nic nie chciałabym wrócić do liceum, do pryszczy, wściekłości na cały świat, uczucia bycia brzydką, niezdarną i głupią. Jestem dojrzałą kobietą, zaczynam naprawdę smakować życie.
Smakuje jak słodkie, chrupiące jabłko.