Jak pięknie móc się razem zestarzeć
Wybraliśmy się ostatnio z Moim na spacer do parku. Niedzielny, słoneczny lekko chłodny, jesienny dzień. Jak zwykle spacer przypominał bardziej bieg z przeszkodami, bo z zadziwiająca prędkością mijaliśmy kolejne pary i rodziców z dziećmi, jakbyśmy brali udział w wielkim maratonie. Ot, taki już nasz styl spacerowania, który nie zmienił się od kilku już lat, czyli od dnia w którym się poznaliśmy. I kiedy tak sobie biegliśmy spacerując, dojrzeliśmy parę staruszków spokojnie idących parkową alejką. On widać wyraźnie, że albo sporo starszy, albo tak już schorowany, z jednej strony podtrzymywał się laską, z drugiej w dżentelmeńskim geście użyczył swego ramienia partnerce. I szli tak wspólnie jesiennym parkiem, uśmiechając się co rusz do siebie. Mój nagle zwolnił, spojrzał na staruszków, uśmiechnął się do siebie i mocniej ścisnął mnie za rękę. Pomyślałam wtedy, że chociaż nie jest moim pierwszym, to chciałabym najbardziej na świecie, by to on był takim moim staruszkiem, który jesiennym parkiem przejdzie ze mną kurczowo trzymając pod rękę i uśmiechając się do mnie da mi największy dowód swojej miłości.
Różnie między nami bywa. Nie zawsze wszystko da się załatwić kompromisem i zdarzają się „ciche” dni. Były rozstania i powroty, dni przepełnione szczęściem i te okupione łzami. Mam jednak skrytą nadzieję, że będzie nam dane wspólnie się zestarzeć, patrzeć na zmieniających się ludzi i świat, by nadal walczyć wspólnie ze wszystkim przeciwnościami losu. Wiem, że potrafimy, bo wiele ich już było.